piątek, 1 lipca 2016

Speed-day. Tor Poznan ze zmiennym szczęściem

Tor Poznań. Polski, legendarny obiekt wyścigowy i jak na razie jedyny taki w naszym kraju. Po dwóch rundach IDM superbike w roli mechanika, 27-28 Czerwca miałem w końcu rozpocząć swój sezon w roli kierowcy właśnie na polskim obiekcie. Po tak długiej rozłące ze sportową jazdą byłem jej niesamowicie głodny. Wiedziałem jednak, że muszę podejść z głową i rozsądnie zrzucić kurz i pozimową rdzę.



W niedziele spakowałem motor na busa i cały potrzebny sprzęt. Mam już swój własny pawilon wyścigowy a dzięki otwarciu własnej firmy dość sporo narzędzi. Nabyłem też już jakieś doświadczenie, wiec wiem co muszę ze sobą zabrać. Każdy wyjazd daje mi sporą lekcję, która staram się wykorzystywać. Ze Zgorzelca ruszyliśmy o 4 rano, w Poznaniu zameldowaliśmy się o 7:30. Czym prędzej się rozstawiliśmy, bo pierwsza sesja miała odbyć się o 9:40. Motor był już zatankowany, zostało tylko nagrzać opony. W biurze odebrałem kostkę do pomiaru czasu i naklejkę z
numerem. Rozgrzewka i rozciąganie, by uniknąć skurczów mięśni w czasie jazdy. Niestety, gdy włożyłem kombinezon zaczęło padać. Na szczęście był to tylko krótki deszcz, a że było dość parno, asfalt szybko wysychał. Udało się wiec załapać na połowę sesji. Rany, ale byłem spięty!  Zjechałem zgrzany jak bym przejechał wyścig endurance. Potrzebowałem czasu, żeby się "wjeździć". Każda kolejna sesja wyglądała lepiej w moim wykonaniu. Zaczynałem czuć się coraz swobodniej na torze. Szczęście jednak nie trwało długo. W czasie trzeciej sesji wydech spadł z kolektorów. Stało się to, dlatego że na Poznaniu obowiązują limity głośności i DBKiller założony w wydechu blokuje swobodny wylot spalin. Przyszedł więc czas, by znowu stać się mechanikiem. Po przeanalizowaniu sytuacji niezbędna okazała się opaska zaciskowa, żeby wzmocnić miejsce połączenia rur. Zlatałem
cały padok i w końcu udało mi się znaleźć odpowiednią. Czym prędzej poskładałem więc wszystko, by wykorzystać jeszcze chwile przerwy na odpoczynek. Na drugą część dnia byłem nastawiony bojowo. Wróciło uczucie, od którego jestem uzależniony. Pełna symbioza jestem ja i Motor, koncentrujemy się tylko na zakręcie przed nami, nie liczy się nic innego. Długo przyszło mi na to czekać. Lęk i niepokój wraz ze stadem motyli w brzuchy tuż przed wyjazdem na tor. Spokój, życie chwilą, tu i teraz w czasie pokonywania zakrętów jest to jakiegoś rodzaju stan medytacji. Niesamowite uczucie zadowolenia i spełnienia tuż po zjechaniu z toru. Niestety znowu dzisiejszego dnia dopadł mnie pech tym razem o wiele bardziej dotkliwy. Dbkiller okazał się prawdziwym killerem i zabił mój wydech. Opaska trzymała na tyle dobrze, że tym razem zamiast wysunąć się na łączeniu, ciśnienie rozerwało wydech. Rozerwanej puszki nie byłem w stanie naprawić na torze.

Moje rozpoczęcie sezonu zostało skrócone o jeden dzień. Czeka mnie teraz nieprzewidziany wydatek w postaci kupna nowego wydechu. Jestem jednak zadowolony, że w końcu udało się trochę pojeździć. Niedługo film z tego treningu trafi na YouTube. Nabyłem także Pitbika więc spodziewajcie się jakiegoś tekstu i filmu z treningu na tym małym sprzęcie. Mam nadzieje, że limit pecha został wyczerpany i od każdej następnej wizyty na torze będę tylko szybszy.

Pozdawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz