poniedziałek, 28 grudnia 2015

kim jestem, czym chce się dzielić



Kim jestem
Nazywam się Adrian Zieliński. Mam 26 lat urodziłem się i mieszkam w Zgorzelcu. Pracuje w Motor-servis, firma zajmuje się obsługą motocykli i sprzedażą części, została założona przez mojego ojca 25 lat temu. Tyle jeśli chodzi o część oficjalną.
Kim jestem? Jestem motocyklistą. W zasadzie odkąd pamiętam jeżdżę na motocyklach. Ludzie zatracają się w jednośladach bez pamięci. Niektórzy lubią turystykę motocyklową, inni używają ich jako szybki środek transportu po mieście, jeszcze inni uwielbiają przerabiać lub budować je według swojego uznania. Sam zatracałem się w tej pasji na wiele sposobów MotoCross, stunt,  moto-wycieczki .  Jest jedna dziedzina w której zatraciłem się najmocniej.
Doścignąć marzenia
Skazany na moto pasje? Pewnie po części tak, ciężko jej nie polubić, gdy uczysz się chodzić podpierając o motocykle. Znacie to: pierwsza przejażdżka, gaz odkręcony na full, nie wiem jakim cudem zatrzymałem się przed płotem. Nie dało za to się zatrzymać już miłości, którą obdarzyłem motocykle. Potem było już z górki, rodziców nie musiałem prosić o pozwolenia, miałem pod tym względem łatwiej niż inne dzieciaki. Jak się później okazało pomógł też fach ojca, bo pierwszy jednoślad motorynka Rometa, którą kupiłem z dziadkiem okazała się kompletnym złomem i wymagała remontu. Z dzieciństwa odbiło na mnie piętno jeszcze coś, w niedzielne poranki wyścigi motocyklowe Moto GP. Każdy dzieciak ma swoich bohaterów, dla jednych są to piłkarze, dla innych postacie z filmów. Ja miałem kolesi jeżdżących w kółko ryzykując własne zdrowie a nawet życie. Ten sport miał to coś w sobie, co do dziś przyciąga mnie przed telewizor.
Mamy już motocykle, mamy też wyścigi teraz czas na moją drogę do własnego ścigania się.
Jest tutaj tylko jedna przeszkoda - pieniądze. Motor Sport jest niesamowicie drogi, dlatego w młodym wieku z tego powodu nie mogłem trenować, nie mogłem się realizować w czymś co tak pokochałem.
Gdy byłem nastolatkiem nadarzyła się okazja pojechać na Motocyklowe Mistrzostwa Polski do Poznania. Wcześniej byłem już w Brnie na Mistrzostwach Świata Moto GP, co było niesamowitym przeżyciem usłyszeć i zobaczyć to wszystko na żywo. WMMP były o tyle ważniejsze, że miałem jechać tam w roli pomocnika dla Marcina Adamczewskiego, pochodzącego ze Zgorzelca obecnie mieszkającego we Wrocławiu, który  w tamtym czasie ścigał się właśnie w WMMP. Zobaczyć to wszystko od kuchni, stać na polach startowych tuż przed startem, cieszyć się pod podium po wygranym wyścigu - zrobiło to na mnie niesamowite wrażenie. Pamiętam, że w tamtym czasie Honda organizowała CBR125 Cup, idealnie coś dla mnie, niestety pieniądze znowu były przeszkodą nie do przeskoczenia. Sam musiałem się ‘’zadowolić’’ jazdą motocyklem enduro Hondą XLR125.

Dawało to mi wielką frajdę. Pobliskie lasy, poligony, polne drogi dały mi wiele doświadczenia. Niejednokrotnie grawitacja pokazywała jaka ziemia potrafi być twarda i jak później boli po zderzeniu z nią tyłek. Po zdaniu prawa jazdy porzuciłem swoją motocrossową przygodę. Przyszedł czas na mój pierwszy sportowy motocykl Yamaha YZF750R. W końcu mogłem poczuć, co to jest sportowa jazda. Przynajmniej w tamtej chwil tak mi się wydawało. Na ulicy nie jedno krotnie pozwalałem sobie na zbyt szybką jazdę. Młody wiek i wielki silnik pod tyłkiem zrobiły swoje. Kiedyś muszę komuś podziękować za to że, nic sobie i innym w tamtym czasie nie zrobiłem.
Mając już sportowy motor i marząc ciągle o przejechaniu się po torze, gdzie mógłbym sprawdzić na co stać mnie i moją wyścigówkę, nie pozostawało mi nic innego jak w końcu odwiedzić tor. Niestety nie nastąpiło to tak szybko. Skończyłem szkołę średnią i wyprowadziłem się do Wrocławia, gdzie zaczynałem swoją zawodową karierę. Pracowałem na stanowisku mechanik motocyklowy, bo przecież w tym czułem się najlepiej i miałem największe doświadczenie nabyte w  warsztacie ojca. W między czasie swoją Yamahę zamieniłem na Kawasaki ZX6R, którą ujeżdżam do dziś. Po 3 latach spędzonych we Wrocławiu wróciłem do Zgorzelca, by pomóc w prowadzaniu ciągle rozwijającemu się warsztatu. Mając już własne dochody i ciągle nie spełnione marzenia, postanowiłem odwiedzić w końcu tor, pojechałem więc do Starego Kisielina leżącego koło Zielonej Góry. Jest to tylko tor kartingowy, dla mnie wtedy aż. Sam wjazd na obiekt dał mi taki strzał adrenaliny, od którego uzależniłem się niemal natychmiast. Okazało się że torowa jazda jest strasznie mecząca i dużo trudniejsza niż mi się wydawało. Chciałem od tamtej chwili tylko więcej i więcej. Nie zachwyciło mnie to, że nie jestem zadowalająco szybki. Postanowiłem wtedy, że chcę być bliżej wyścigów, wcześniej wspominałem, że jest to sport niesamowicie drogi, jedynym rozwiązaniem było załapać się do jakieś ekipy w roli mechanika. Napisałem wtedy do miesięcznika motocyklowego Motormanii. Miałem nadzieję, że może mnie z kimś skontaktują, to co mnie spotkało było czymś
bardziej niesamowitym. Odpisał do mnie Piotr Pejser Surowiec , że przyda mu się pomoc i żebym skontaktował się z nim bliżej wiosny, był wtedy grudzień, to dogadamy szczegółów. Na wiosnę Motormania organizowała otwarcie sezonu na torze Slovakiaring niedaleko Bratysławy. Super mam okazję porozmawiać tam z Pejserem, a na dodatek przejechać się pierwszy raz po pełnoprawnym obiekcie wyścigowym. Rozbiłem wtedy swoją skarbonkę i wyjazd stał się faktem. Pierwszego razu się nie zapomina, marzenie zostało spełnione, ale zaraz ja chcę więcej. Nałóg był już wtedy nie do powstrzymania. Po powrocie z mojego motocykla zniknęły lusterka, światła i  został przygotowany w pełni tylko pod tor. Oprócz tego już tydzień później miałem wrócić na Słowacje na pierwszą rundę WMMP jako mechanik Pejsera. Cały sezon był niesamowity, ponieważ kilkukrotnie towarzyszyłem Pejserowi na zawodach, także w pucharze R6. Na jednych z Wyścigów w Niemczech, towarzyszącą imprezą były mistrzostwa świata endurance, są to wyścigi wielogodzinne, gdzie 3 kierowców na przemian ściga się przez 8h. Niesamowicie było to wszystko oglądać od kuchni.
Od dwóch lat nie opuściłem żadnego treningu Motormanii, gdzie odbywają się oprócz jazd po torze
wyścigi dla amatorów takich jak ja. Mogłem wskoczyć w skórę swoich idoli z dzieciństwa, stanąć na starcie poczekać, aż zgasną czerwone światła i spróbować dogonić swoje marzenia o ściganiu się. Udało mi się także odwiedzić Tor w Poznaniu, którym udało mi się przejeździć tylko trzy sesje. Z każdym wyjazdem na tor jestem coraz szybszy, ale z każdą urwaną sekundą moje wyjazdy kosztują coraz więcej. Finansując się samemu nie jest łatwo, ale robiąc to co chciałem nie jestem już wstanie przestać. Pewnie jest już ze późno, żeby na jakimś wysokim szczeblu brać udział w wyścigach, ale mistrzostwa Polski są w moim zasięgu, wieże w to i postaram się to udowodnić.

Podziękowania
Chciałbym podziękować przede wszystkim mojej dziewczynie która jest dla mnie wielkim wsparciem, a na wyjazdach towarzyszy mi i stanowi niezastąpiona pomoc na każdym polu.
Rodzicom, choć z początku niechętnie patrzących jak moja pasja zżera mnóstwo pieniędzy, to okazali wielkie wsparcie nie tylko finansowe.
Darowi dzięki brachu.
Motormanii, a przede wszystkim Pejserowi za pomoc w realizacji mojego marzenia, mam dług wdzięczności u Ciebie .
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz